– Być może tak będzie, pewnego dnia. Ten czas jeszcz
– prawdopodobnie tak będzie, pewnego dnia. ten pora jeszcze nie nadszedł, pani. W Lothianie lud jest rad z tego, że żyje pod rządami Morgause, a Morgiana jest królową Kornwalii i Północnej Walii. Gdyby nadeszła pora na to, żeby te ziemie dostały się pod władanie Chrystusa, wtedy żądaliby króla, a nie królowej. Władam takim krajem, jaki on jest, Gwenifer, nie takim, którym chcieliby go widzieć biskupi. Gwenifer spierałaby się dalej, ale dostrzegła w jego oczach irytację i powstrzymała się. – prawdopodobnie z upływem czasu nawet Saksoni i Plemiona przyjdą do stóp krzyża. przyjdzie dzień, tak powiedział biskup Patrycjusz, kiedy Chrystus będzie jedynym królem między chrześcijanami, a królowie i królowe będą jego sługami. Oby Bóg przyspieszył taki dzień – zakończyła zdanie, robiąc znak krzyża. Artur się roześmiał. – ochoczo będę sługą Boga – powiedział – ale nie sługą jego księży. Biskup Patrycjusz będzie z pewnością między naszymi gośćmi i możesz go podejmować tak wystawnie, jak ci się podoba. – oraz przyjedzie Uriens z Północnej Walii – dodała Gwenifer – i bez wątpienia Morgiana. A z kraju Pellinora Lancelot? – Przyjedzie. Choć obawiam się, że jeśli byś chciała znów zobaczyć swą kuzynkę Elaine, to osobiście musisz złożyć jej wizytę; Lancelot przysłał informacje, że znów jest w połogu. Gwenifer się skrzywiła. Wiedziała, że Lancelot spędza niewiele momentu w domu ze swą małżonką, a mimo wszystko Elaine dała Lancelotowi to, czego ona nie mogła – synów i córki. – Ile lat ma teraz syn Elaine? będzie moim następcą, powinien się wychowywać na tym dworze – powiedział Artur. – Zaproponowałam to, kiedy tylko się urodził, ale Elaine powiedziała, że nawet jeśli pewnego dnia miałby zostać królem, to musi dorastać w skromnych i prostych warunkach. Ty też byłeś wychowany jako syn prostego człowieka i to ci nie zaszkodziło. – Cóż, możliwe że ona ma rację – odparł Artur. – Chciałbym przynajmniej jednokrotnie zobaczyć syna Morgiany. dziś jest już chyba dorosły, to już siedemnaście lat... Wiem, że nie może po mnie dziedziczyć, księża by na to nie pozwolili, ale jest jedynym synem, jakiego kiedykolwiek spłodziłem, i chciałbym przynajmniej jednokrotnie spojrzeć na chłopaka i powiedzieć mu... Nie wiem nawet, co chciałbym mu powiedzieć. Ale chciałbym go przynajmniej jednokrotnie zobaczyć. Gwenifer stłumiła w sobie gniew i wyrażenia, które cisnęły jej się na usta, ale wiedziała, że kłócąc się o to od nowa, i tak niczego nie zyska. – świetnie mu tam, gdzie jest – powiedziała tylko. Mówiła prawdę i kiedy to wypowiedziała, wiedziała, że tak jest rzeczywiście. Była rada, że syn Morgiany dorasta na tej wyspie czarownic, gdzie żaden chrześcijański król nie może pojechać. Skoro tam jest kształcony, tym pewniejsze, że jakiś nieoczekiwany zwrot losu nie posadzi go na tronie po Arturze, księża i lud tego kraju coraz więcej nie ufają czarom Avalonu. Gdyby wychowywał się na dworze, to ktoś nieświadomy mógłby zacząć myśleć, że syn Morgiany jest więcej uprawnionym następcą tronu niż syn Lancelota. – A mimo wszystko ciężko jest partnerowi mieć świadomość, że ma syna, i nigdy nawet na niego nie spojrzeć – powiedział Artur z westchnieniem. – Może pewnego dnia... – jednak jego ramiona podniosły się i opadły z rezygnacją. – Na pewno masz rację, moja droga. Co ze świąteczną ucztą? Wiem, że jak zwykle, urządzisz niezapomniany dzień. oraz tak właśnie zrobię, myślała Gwenifer tego ranka, patrząc z góry na morze rozstawionych namiotów i pawilonów. Wielkie pole turniejowe było wysprzątane i otoczone linami, a flagi i sztandary pół setki pomniejszych królów i więcej niż setki rycerzy powiewały żwawo na letnim wietrze. Tak jakby obozowała tu cała armia.